Luca Romero, czyli może coś będzie z tej kijanki

Bartłomiej Rabij
Obserwuj nas w
archiwum prywatne Na zdjęciu: Bartłomiej Rabij

Bartłomiej Rabij w felietonie dla goal.pl tym razem pisze o młodych talentach. Zarówno o tych, którzy zrobili wielką karierę, jak i tych, którzy przepadli.

Czytaj dalej…

Oj, jak ja uwielbiam eksplozje młodych talentów. Ba, w ogóle kocham tych dryblujących cały świat młodziaków, wnoszących ożywczy wiatr. Często sam oglądając w akcji zdolnego nastolatka rozmyślam o jego przyszłości.

Do dzisiaj wspominam, że poleciałem oglądać Neymara, gdy ten nie miał skończonych 18 lat, o Aguero tekst napisałem kiedy miał ich 17, transmisję z meczu z udziałem 16-letniego Viniciusa Juniora będę jeszcze długo wspominać… ale jeszcze częściej pisywać się zdarzało o młodzieńcach, którzy nie odpalili.

Oby tym przykładem nie był Luca Romero – najmłodszy debiutant w historii La Ligi. 16 lat skończy dopiero w listopadzie.

Lubański, Hagi, Scifo

Z Zabrza jestem, więc oczywistym 16-latkiem przychodzącym na myśl jest Włodzimierz Lubański. Ale jego, tak jak Pelego znam tylko z opowieści. Z osobistych wspomnień, “z tamtych lat” to Maradona, Hagi i Enzo Scifo. Sami brylantowi technicy, ale pięknie grali w piłkę. Byli gwiazdami futbolu lat 80. i 90. Ich kariery rozbudzały wyobraźnię.

Potem sam byłem świadkiem narodzin kariery Ronaldo, rozpoczynającego w wieku 16 lat karierę zawodową w Brazylii. Pewnie jeszcze kilka ważnych nazwisk wspomnieć powinienem bo przecież tych wszystkich “wonder kidów” czy “el pibe del oro” było sporo. Szkopuł w tym, że tak naprawdę niewielu z nich zrobiło wielkie, międzynarodowe kariery.

Najczęstszym powodem były kontuzje, rzadszym ale wcale nie rzadkim sodówa, która uderza do głowy, kiedy idzie zbyt dobrze.

Mojego Zabrza się trzymając jeszcze o trzech nastoletnich bombardierach wspomnieć muszę, bo kiedy debiutowali w Górniku mieli po kilkanaście lat: Krzysztof Kołaczyk, Marek Szemoński, Marcin Kuźba. Pierwszego zniszczyła kontuzja kręgosłupa, drugiemu przeszkodziły w zrobieniu kariery balangi, trzeci nawet zdołał w wieku 21 lat wyjechać do Francji ale na Zachodzie kariery nie zrobił.
Pewnie, że nie spodziewano się po nich karier na miarę Bońka, ale w którymś momencie “dreszczyk emocji” związany z ich grą się pojawił.

Nie były to czasy internetu, a być może w niewielu domach gościła kablówka czy antena satelitarna, ale kiedy u nas eksplodowały talenty Szemońskiego czy Kuźby, Ajax szlifował 17-letniego Nwankwo Kanu, Sporting 16-letniego Daniego (Daniel Carvalho), a Argentyna miała niejakiego Carrasco, którego sam Maradona namaścił na swego następcę.

Jeśli ktoś z czytających niniejszy tekst całą trójkę z wydarzeń boiskowych pamięta to ekspertem nazwać się może. No, z Kanu to przesadziłem, bo jednak grał na mundialu i wygrał mając lat 19 turniej olimpijski, lecz prawdą jest, iż poważna wada serca zniszczyła fantastycznie zapowiadającą się karierę tego bajecznie wyszkolonego dryblasa (197 cm!).

Pisząc “zniszczyła” mam w głowie nazwy klubów, które pojawiły się w jego CV po ogłoszeniu problemów z sercem – Arsenal, WBA, Portsmouth. Być może dla wielu graczy spełnienie marzeń, lecz pisze się tutaj o zawodnikach co mieli oblicze futbolu zmieniać.

Moje dzieciństwo to wspomnienie mundialu w Hiszpanii, Norman Whiteside, lat 17 w drużynie Irlandii Północnej. O mamuś, ile o nim pisano, jaki to będzie killer. Nie został nawet killusiem…

Diego Zurek, Bruno Dybal i Basti-fantasti

Potem, ilekroć oglądałem mistrzostwa świata do lat 17, czy mistrzostwa Ameryki w tej samej kategorii wiekowej, zastanawiałem się ilu z tych najbardziej błyskotliwych zrobi wielkie kariery?

Kiedy w młodzieżowych reprezentacjach Peru szalał nawet piłkarz nazywający się Diego Zurek, – kto wie, może kandydat do naszej reprezentacji – zakiełkowała w głowie myśl. Ale w wieku 22 lat Diego nadal grzał ławę w klubie i grał nawet mniej minut niż cztery lata wcześniej, kiedy zaczął grać z zawodowcami.

Bruno Dybal (nie, nie jest spokrewniony z Paolo Dybalą) jest Brazylijczykiem. Miał 17 lat, gdy wpadł w oko trenerom Palmeirasu. W U’17 brylował. Co za technika, co za strzał. Dzisiaj ma lat 24 nawet nie wiem co się z nim teraz dzieje. Kontuzje…

Ademilson jako 17-latek grał w pierwszym składzie Sao Paulo FC (wychowankami tego klubu są m.in. Kaka, Lucas Moura, David Neres). Nawet nie wspomnę nazw tych wszystkich wielkich klubów, które miały go ściągnąć. Ostatecznie, w wieku 21 lat trafił do ligi japońskiej, gdzie gra do dzisiaj. Lulinha miał też z 17 lat, kiedy postawili na niego w Corinthainsie. Jego menadżer zarzekał się, że trafi do Chelsea…

Lucas Piazon miał lat 15 trafiając do Chelsea naprawdę. Dzisiaj ma lat 26 i jest na siódmym wypożyczeniu, tym razem w portugalskim Rio Ave.

A Sebastian Deisler z Herthy Berlin? “Basti-fantasti” miał być Berndem Schusterem XXI wieku. W Borussi Moenchengladbach debiutował jako 17-latek, dwa lata potem był najdroższym zakupem w historii Herthy, potem Bayern…w wieku 27 zakończył karierę po niekończącej się serii kontuzji, która zaprowdziła go do silnej depresji.

O tabunie młodych graczy z Afryki nawet nie wspomnę, ilekroć Nigeria czy inny kraj wystrzeli podczas mundialu U’17 mamy zalew kapitalnie rokujących chłopaków, a potem tradycyjnie kariery kończą się na drugiej lidze w Turcji czy Belgii.

Freddy Adu i 14-letni debiutant

Chociaż i tak najbardziej dętą karierą w historii pozostanie dla mnie ta będąca udziałem Amerykanina Freddy’ego Adu. Miał 15 lat kiedy amerykańskie media zaczęły go zestawiać z Ronaldinho, a Ronaldinho był wówczas najlepszy na świecie. Nie był pełnoletni kiedy brał milion dolarów rocznie z samych reklam dla Nike. Nie miał jeszcze 20 lat kiedy nie miał już rynku w Europie, a europejski rynek futbolowy jest najważniejszy.

Albo Nicolas Millan. Sprawozdawałem kiedyś dla stacji Sportklub mecze Copa Libertadores, trafił mi się jeden z udziałem chilijskiej ekipy Colo Colo, z ławki wszedł Millan. Młody zawodnik, lat ze 24 a staż w lidze pierońsko długi.

– Czekaj, czekaj, znam typa – pomyślałem i wspomniałem wizytę w Ameryce Południowej w lutym 2010. Millan już wówczas był rezerwowym w tymże klubie. Był nim również 10. września 2006 roku, kiedy to Claudio Borghi wpuścił go z ławy podczas meczu Colo Colo z Santiago Wanderers. Millan miał wówczas 14 lat i 298 dni. Vidal był młody i już grał w reprezentacji (19 lat), Alexis miał lat 17 i był już znaną postacią w chilijskiej piłce, być może na tej fali Borghi sięgnął po dzieciaka z przedmieść Santiago.

Millan nie miał wady serca jak Kanu, nie zniszczyły go kontuzje jak Kołaczyka czy Deislera, po prostu super-zdolny kadet nie miał kwalifikacji do bycia dobrym zawodowcem.

Swego czasu przeprowadzono badania psychologiczne dotyczące młodocianych sportowców. Presja, ogromne pieniądze, szybki skok w hierarchii społecznej niedojrzałego organizmu i umysłu, niewłaściwy dobór współpracowników i dozorców biznesu… Scenariusz zastraszająco podobny.

Shirley Temple też nie wygrała najwięcej Oscarów, chociaż najwcześniej po pierwszego sięgała. Cały świat marzy o cudownym talencie, ale Naim Suleymanoglu, Diego Maradona, Pele, to tak rzadkie przypadki, że pewnie dlatego tak bardzo wpływają na wyobraźnię milionów marzących o znalezieniu im następcy.

Oby Luca Romero był jak Kobe Bryant a nie Freddy Addu, Nicolas Millan, bo na kolejnego Maradonę, nie liczę, ale nowy Hagi czy Scifo byłby już zaskakującym bonusem w tłumie zniszczonych kontuzjami, presją i rozczarowanych zawodowym futbolem.

Po prostu, zbyt długo śledzę media sportowe by dać się podpuścić na kolejnego Maradonę, Pelego, Messiego czy Ronaldo. Niech będzie Romero chociaż graczem klasy Ariela Ibagazy, którego fizycznie najbardziej przypomina, a już będzie można mówić, że chłopak zrobił karierę.

PS. Lincoln z Gremio miał być jak Ronaldinho. Komentowałem jego pierwszy mecz w Copa Libertadores. W debiucie strzelił gola piętą z obrotu. Dla zabawy sprawdźcie gdzie gra teraz…

(Bartłomiej Rabij)

Komentarze